Jest w nas siła. Potencjalna, ale jest!
O potrzebach dojrzałych kobiet, edukacji i żeńskim potencjale mówi prof. Ewa Graczyk, literaturoznawczyni, eseistka, feministka i jedna z bohaterek filmu „Założę czerwone spodnie”.
Kiedy uznała Pani, że warto zaangażować się w działania na rzecz kobiet?
Miałam w życiu taki moment, dla mnie ważny i przełomowy. Byłam we Francji lektorką języka polskiego i tam, w Tuluzie obserwowałam ruchy feministyczne, język lewicy mocniejszy, niż w Polsce. Po powrocie do kraju w 1998 roku pewne rzeczy, które wcześniej widziałam słabo – odżyły, np. konserwatyzm języka i brak obecności kobiet w życiu publicznym. We Francji czytałam feministyczne teksty, które bardzo mi się podobały. W Polsce miałam poczucie, że kobiety są dyskryminowane. Właściwie miałam je zawsze, ale dzięki pobytowi we Francji zrozumiałam to. Usiłowałam więc działać, najpierw na uczelni. Razem z moją koleżanką Moniką Pomirską z którą się wtedy zaprzyjaźniłam, zorganizowałyśmy konferencję feministyczną o Kopciuszku i to było wielkie wydarzenie na Uniwersytecie Gdańskim. A potem razem założyłyśmy koło Gender Studies i zaczęłyśmy organizować manify. Oczywiście trwała wielka dyskusja, czy je robić, czy już do tego dojrzałyśmy. I tak od 2000 roku ciągle działam
A jak Pani sądzi, jakiej edukacji potrzeba kobietom teraz? Gdzie widzi Pani tę potrzebę działania?
Właściwie na każdym polu, np. w szkole. Na pewno szkoła powinna być inna, nie powinna stwarzać barier genderowych. I chłopcy i dziewczynki powinni się uczyć, że mogą robić to, co chcą, że te wszystkie podziały na funkcje kobiece i męskie są absurdalne albo przynajmniej bardzo przestarzałe. Szkoła nie powinna konserwować tych podziałów.
I potem na uczelniach i w mediach społecznościowych, i reklama ma ogromne znaczenie. W tej chwili np. obserwuję wysyp złośliwych i mizoginistycznych reklam, które bardzo mnie denerwują.
A dojrzałe kobiety? Czego potrzebują?
Myślę, że w gruncie rzeczy kobiety które nie są już młode powinny sobie uświadomić, z punktu widzenia swojego doświadczenia życiowego, że to może być wspaniały czas, wiek. Wtedy pewne rzeczy się wie, rozumie, a przesądy i stereotypy nie są takie straszne. Można mieć do nich stosunek zupełnie inny, mądrzejszy, niż w młodości. Także myślę, że kobiety dojrzałe i stare powinny sobie uświadomić, jaka jest w nich siła. W nas. Ogromna. Potencjalna, ale jest.
Ale jak uczyć siły, jak ją pokazywać, edukować o niej?
Ja myślę, że nawet specjalnie jej uczyć nie trzeba, tylko dodawać kobietom pewności siebie. Myślę, że wiele kobiet ma intuicję, że mogą, że potrafią. Może wystarczy powiedzieć: nie mylisz się, masz rację, możesz, potrafisz. Mówię tu o kobietach mających zmysł społeczny, etyczny, które chciałyby coś robić. Bo egoistycznych kobiet, tak jak mężczyzn, jest wiele. Nie przejmowałabym się nimi tak bardzo. Mówiłabym do tych, które mogą coś zmienić, w których jest ten potencjał, a myślę że takich jest bardzo dużo.
Jak Pani sądzi, czy Kongres Kobiet jest miejscem, gdzie kobiety się edukują, działają?
Myślę, że występy wielu kobiet które coś osiągnęły, prezentujących swoją postawę – są wspaniałym przykładem, że ja mogę i ty też możesz. Gdyby zrobić sondaż na temat tego, co kobiety wyciągnęły dla siebie z takiego Kongresu, to każda by znalazła swój moment pobudzenia do startu, przekonanie, że coś może zmienić, zreformować w swoim życiu. To wielka zachęta do przełamania barier w których wciąż tkwi wiele kobiet.
A jak Pani zachęciłaby kobiety do tego, żeby działać?
Kobiety są bardzo potrzebne w życiu społecznym i politycznym; pamiętające o swoim doświadczeniu życiowym, nie przebierające się za mężczyzn, tylko będące sobą. Polityka kobiet ma sens wtedy, gdy polityk kobieta prowadzi za sobą mnóstwo drażliwych społecznych kwestii, które powinny być rozwiązywane. Jeżeli kobieta działa jak Margaret Thatcher to niech się wypcha.
Polityka potrzebuje kobiet. Ten świat naprawdę mógłby wyglądać inaczej.