Teresa Zabża: „Coś trzeba robić”
W latach 80. tłumaczyła solidarnościową dokumentację, a na emeryturze postanowiła przetłumaczyć książkę o Polkach. Pomogły jej w tym treningi pamięci dla seniorów.
Podobno wszystko zaczęło się niebanalnie, bo od tłumaczenia materiałów dla „Solidarności”. Tak było?
Zawsze byłam blisko tego, co się działo w Polsce. W 1956 roku, w czerwcu, po szkole pojechałam na wakacje do dziadków do Poznania. Stałam akurat na targu, gdy przechodził pochód z zakrwawionym sztandarem. Śpiewali „Rotę”. Jedynym wyjątkiem, kiedy nie brałam udziału w czymkolwiek, był marzec 1968 roku; urodziłam wtedy syna. W latach 80. w solidarnościowej zawierusze znalazłam się całkiem z przypadku i tak już zostałam. Szukali tłumaczy, ja znałam francuski, a Francja była wtedy bardzo zainteresowana tym, co działo się w Polsce; w końcu oni też mieli swoją rewolucję. We Francji młodzi ludzie na uczelni zbuntowali się przeciw społeczeństwu konsumpcyjnemu. Szukali innego systemu. Jak usłyszeli, co się dzieje w „Solidarności”, bardzo się zaintrygowali. Kraj, w którym robotnicy i chłopi byli przodującą siłą narodu, nagle zbuntował się przeciwko władzy. Francuzi masowo tu przyjeżdżali, byli zainteresowani naszą sytuacją, bardzo nam później pomagali.
Wtedy poznała pani francuskiego pisarza i dziennikarza Gérarda Guégana?
Zaraz po podpisaniu porozumień gdańskich. A zaczęło się od pytań o… całowanie w rękę. Czekaliśmy akurat na Lecha Wałęsę i tak od słowa do słowa Guégan powiedział, że jest w Polsce już parę dni i zaintrygowały go polskie kobiety, że chciałby o nich napisać książkę. Stwierdził, że Polki są naprawdę odważne i wiedzą, o co im chodzi. I słusznie, miał rację.
Wrócił w listopadzie i napisał, co chciał, a książka „Polki. Podróż do wnętrza Polski” została wydana we Francji w 1981 roku. Przesłał mi wtedy egzemplarz w okładce „Jak zadbać o zdrowie rodziny”; dla niepoznaki, żeby cenzura przepuściła. U nas publikacja przeszła bez echa.
Ale to się na szczęście zmieniło.
Cały czas coś się działo, stan wojenny, zjazdy solidarności, więc nie miałam możliwości poświecić tego czasu książce. Książka odeszła w zapomnienie. Dopiero niedawno temat ten wrócił do życia, gdy poznałam młode osoby ze Stowarzyszenia WAGA. Elżbiecie Jachlewskiej spodobały się historie, które jej opowiedziałam. Postanowiła, że trzeba przetłumaczyć książkę i wydać ją na polskim rynku. Przeraziłam się, bo nie jestem już młoda i nigdy nie tłumaczyłam beletrystyki. W dodatku Gérard Guégan, autor „Polek” jest bardzo znanym pisarzem we Francji. Zastanawiałam się i wtedy trafiłam gdzieś na recenzję jego książki, gdzie tytuł – „Polki” – przetłumaczono jako „Polonezy”. Zadałam sobie wtedy pytanie, o czym oni myśleli, o samochodach? Bo chyba nie o kobietach? Zadecydowałam, że powinnam to zrobić.
Od czego pani zaczęła?
Zaczęłam chodzić na zajęcia dla seniorów do ośrodka psychogeriatrycznego w Sopocie przy ulicy Rzemieślniczej. Testy zawierały między innymi doskonałe ćwiczenia na synonimy, co przydaje się w tłumaczeniu do złapania melodii zdania; pierwszy z brzegu wyraz nie zawsze ją oddaje. Do tej pory najczęściej tłumaczyłam dokumenty, metryki, prawa jazdy, ale też solidarnościową dokumentację. Jeździłam jako tłumaczka na kongresy, gdzie przyzwyczajona byłam do zupełnie innego słownictwa, a tu było dużo odniesień do literatury światowej, były cytaty, których musiałam szukać. Na szczęście pomogli mi w tym dobrzy ludzie, wspierało mnie wiele osób. W końcu autor zapowiedział swój przyjazd na sierpień 2015 roku i trzeba było wydać książkę. Tym zajęło się Stowarzyszenie WAGA.
A co z treningiem pamięci?
Trening pamięci, który zrodził się z potrzeby pracy nad książką, wszedł mi w nawyk. To jednak nie tylko przypominanie sobie, czy poznawanie nowych słów. To także zwiększenie uwagi na drugiego człowieka, wyjście z rutyny, ze schematu, w który na starość się wpada.
Czuje pani dumę z tego, co osiągnęła?
Nie. Ja cały czas nie jestem pewna, czy wszystko dobrze zrobiłam. Nie należę do osób, które czują i widzą swój sukces. Cały czas jeszcze szperam w tej książce i myślę, że można było zrobić to lepiej. Może dlatego, że moi rodzice byli wobec mnie bardzo wymagający? Rzadko jestem z siebie zadowolona. Moim sukcesem jest moje dziecko, syn. A poza tym wielu ludzi nauczyłam języka i to daje mi satysfakcję, jednak zawsze szukam w sobie braku, czegoś, co źle zrobiłam. Mało to feministyczne, prawda?
Ale jakąś cegiełkę pani do tego „muru” dołożyła?
Cieszę się, że mogłam zrobić coś, co wpłynęło na zmiany w Polsce, że mogłam się do tego choć w drobnym fragmencie przyczynić. I chciałabym, aby to dzieło trwało, żeby tego nie zaprzepaszczono. Mam nadzieję, że ta książka też przyłoży się do tej pamięci, ale nie dlatego, że ja ją przetłumaczyłam tylko dlatego, że jest ważna.
Wnioski z pracy nad „Polkami”?
Trzeba kontynuować aktywność nawet, jak jest ciężko. Kiedyś wyobrażałam sobie, jak to poszaleję na emeryturze. I co? Nie miałam już sił, ani psychicznych, ani fizycznych. Ale coś trzeba robić, dla siebie i dla innych, wtedy ma się z życia więcej satysfakcji.
Historię Teresy Zabży poznamy w filmie dokumentalnym „Założę czerwone spodnie”. Zabża wystąpi w nim jako jedna z dziesięciu kobiet, których nie ogranicza wiek.
Zadanie współfinansowane jest ze środków otrzymanych z Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej w ramach Rządowego Programu na rzecz Aktywności Społecznej Osób Starszych na lata 2014-2020.